Maxfly i Flyspot w Gdańsku – moje wrażenia

W zeszłym tygodniu byłam w Maxfly razem z moim 6-letnim synem. Dostałam voucher na latanie od znajomych z okazji urodzin. Kiedy w domu pochwaliłam się prezentem, moje dziecko wyraziło ekscytację, mówiąc, że również chciałoby polatać. Pomyślałam, że to będzie świetna okazja na wspólne spędzenie czasu.
Zabrałam się za zrobienie rezerwacji i tu zaczęły się schody. Proces wykorzystania vouchera jest bardzo skomplikowany. Na stronie jest mnóstwo opcji, aby zakupić kolejny voucher, ale bardzo trudno jest go wykorzystać. Okazało się, że obiekt w Gdańsku jest otwarty tylko 1 lub 2 dni w tygodniu. Online nie można zrobić rezerwacji, trzeba napisać SMS-a z datami, które pasują, i cierpliwie czekać na odpowiedź. To już nie było dla mnie komfortowe, bo wszyscy cierpimy na brak czasu i żyjemy w chaosie. Chciałam zaplanować latanie, żeby móc ułożyć plany na resztę weekendu.
Niestety informacje o dostępnym terminie dostałam dopiero po kilku dniach. Godzina mi nie odpowiadała, ale moje dziecko było już tak podekscytowane, że zdecydowałam się skasować resztę planów, żeby udało nam się stawić na czas.
Łatwo znaleźliśmy Maxfly, ale spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Często wyskakują mi reklamy z lataniem na telefonie i zawsze wyobrażałam sobie to miejsce jako wielki, piękny budynek z dużym tunelem aerodynamicznym, a w środku czuć, że jest to usługa premium, że będzie luksusowo. Zamiast tego po schodach weszłam do budynku, który się trząsł, w środku był nieprzyjemny zapach, a dookoła panował bałagan. Zamiast recepcji było jedno biurko, przy którym nikt nie siedział, ale po chwili pojawiła się pani, która zapytała o moje dane, a następnie powiedziała, żebym poszukała instruktora. Zdziwił mnie fakt, że nie podpisywałam żadnego oświadczenia, a przecież zaraz ja i moje dziecko będziemy uprawiać sport ekstremalny.
Na szkoleniu usłyszałam, że mam się niczym nie martwić, bo będzie fajnie, więc wrzuciłam na luz. Nic ze szkolenia nie zrozumiałam, bo trwało tylko chwilę. Wiedziałam jednak, że jestem wśród profesjonalistów, którzy na pewno zadbają o moje bezpieczeństwo. Mój instruktor był starszy, miał około 60 lat, nie był typem sportowca, nie bawiły mnie jego żarty. To wszystko by mi nie przeszkadzało, ale miałam temu panu powierzyć bezpieczeństwo mojego dziecka. A do dzieci trzeba mieć podejście, którego on ewidentnie nie miał. Dziecko było wystraszone, ale dzięki mojej obecności trochę się uspokoiło i stwierdziło, że spróbuje.
Dostaliśmy kombinezony i kaski. Już wiedziałam, skąd ten nieprzyjemny zapach w budynku. Kombinezony nie były świeże, każdy był inny, zużyty i na pewno nie dezynfekowany po każdym uczestniku. Mój syn dostał kombinezon o kilka rozmiarów za duży, usłyszałam, że mniejszych nie ma.
Weszliśmy do tunelu, a raczej do takiego pomieszczenia przed wejściem do tuby. Było bardzo głośno, zdziwiłam się, że nie dostaliśmy żadnych zatyczek do uszu – od razu zaczęłam się martwić o dziecko, które przecież ma jeszcze bardziej wrażliwe uszy niż dorosły. Ja pierwsza weszłam do tunelu z instruktorem. Myślałam, że ten tunel będzie kilka razy większy. Tam, po osiągnięciu pozycji latania, byłam stabilna, ale nie miałam co ze sobą zrobić. Za mało mocy w tunelu, żebym poleciała do góry, zostały mi tylko obroty jako atrakcja. Potem wszedł mój syn, który bardzo szybko był stabilny (ach te zdolne dzieci!). Myślałam, że zaraz instruktor z nim polata góra-dół – tak jak widziałam na filmikach. Ale nic z tych rzeczy. Zamigało światełko i instruktor skierował nas do wyjścia.
Kupiłam po dwa loty na osobę. W tunelu byłam raz ja, raz mój syn. Po wyjściu zapytałam, dlaczego tak krótko, skoro miały być dwa loty. Dowiedziałam się, że połączyli dwa loty w jeden i zrobili dłuższe wejście. Nikt mnie nie pytał o zdanie, czy to jest dla nas OK. Osobiście wolałabym dwa osobne wejścia, ale krótsze. Syn był nieusatysfakcjonowany, więc pomyślałam, że może kupię mu jakiś gadżet z latania lub filmik z latania, żeby miał pamiątkę. Dowiedziałam się, że filmik dostanę na maila (do dziś nic nie dostałam, a minęło kilka tygodni), a gadżetów nie było żadnych do zakupu na miejscu.
Podsumowując, latanie jest przyjemne, ale to doświadczenie nie spełniło moich oczekiwań ze względu na skomplikowany proces rezerwacji i niski standard obsługi. Choć zapłaciłam jak za usługę premium, jakość nie była adekwatna do ceny.